Konkurs Literacki "Piękno Spadających Liści"
Gminny Ośrodek Kultury w Charsznicy jest organizatorem Konkursu Literackiego "Piękno Spadających Liści", skierowanego do osób piszących lub chcących sprawdzić się w tej dziedzinie.
Konkurs ma charakter otwarty i rozgrywa się w dwóch kategoriach wiekowych: dzieci i młodzież oraz dorośli.
Termin nadsyłania prac: 3 wiersze swojego autorstwa lub 1 utwór pisany prozą (tematyka dowolna) przypada zawsze na okres od października do końca grudnia.
Powołana Komisja Konkursowa wyłania najlepsze prace, a ich autorów nagradza skromnymi upominkami. Laureatów z reguły poznajemy w lutym.
IV edycja KONKURSU szczegóły TUTAJ
Regulamin IV edycji Konkursu POBIERZ
***
Pierwsza edycja Konkursu odbyła się w 2021 roku i miała charakter "rozpoznawczy", niemniej jednak do kategorii pierwszej - poezja, zgłoszono aż 22 wiersze dziewięciu autorów. Do kategorii drugiej - proza, napłynęło osiem prac: dwustronicowa najkrótsza i ta najbardziej obszerna ponad 50-stronicowa. Przedział wiekowy uczestników wyniósł 13 - 69 lat.
***
W roku 2022 do II edycji Konkursu zgłosiło się 36 uczestników.
Wpłynęło 61 wierszy 21 autorów oraz 15 prac prozatorskich, a prace nadesłano z najdalszych zakątków Polski: Szczecina, Piły, Łomży, Suwałk, Rzeszowa… Przedział wiekowy uczestników był imponujący: najmłodsza Julia Kozioł z Kaliny Lisiniec miała 11 lat, najstarsza Helena Palimąka ze ŚDS w Jelczy – 83 lata. W kategorii dzieci i młodzieży do 18-ego r. ż. prace nadesłało 10 osób, w kategorii dorosłych – 26.
szczegóły II edycji Konkursu TUTAJ
***
W roku 2023 do III edycji Konkursu swoje wiersze nadesłało 249 osób, natomiast prac prozatorskich wpłynęło 175. Była to edycja międzynarodowa, bowiem 3 prace zgłoszono z Niemiec, a po jednej z Belgii, Austrii, Irlandii i Szwecji.
szczegóły TUTAJ
WYNIKI III edycji Konkursu
***
chmury wyglądają dziś
jakby chciały mi coś powiedzieć
ale one nic nie mówią
milczą
z założonymi rękoma
jakby pragnęły dla mnie lepiej
ale nie były już w stanie
mi pomóc
pozwalają odejść
ku samozagładzie
aż w końcu
przybiorę ich formę
i stanę się
wszystkim i niczym
w oczach człowieka
który patrzy na
puste niebo
K. MARZEC
***
"W drodze na terapię"
Jedziemy na identyfikację zwłok miłości. W samochodzie unosi
się mój zapach. Mikro cząsteczki wpadają do nozdrzy osiadając
na rzęskach, jak ustępująca porankowi mgła jesienią na górskich
kosodrzewinach. Bottega Veneta mogłaby nawet i zelżeć nim
dojedziemy, ale cisza między nami nie pozwala na cyrkulację
powietrza. Jedyny ruch, to ruch powiek zwilżających niespiesznie
wypalone od smutku gałki. Nawet nasze serce boją się bić, by nie
zwrócić na siebie uwagi. Uprawiamy sztukę separacji w teatrze
rozczarowania. Rezerwat, a my bez ochrony przed sobą nawzajem.
A przecież każda cisza krzyczy o czymś innym. Może być trzema
krzyżami wbitymi w ziemię jeszcze niespojoną krwią. Przyzwoleniem
na bycie czyjąś czarno biała kliszą, skapitulowanym męstwem,
kłykciem spajającym oczekiwania z rozczarowaniem. Rezygnacją
z patrzenia w tym samym kierunku. Zakłopotaniem, gdy nie
można powiedzieć: - ja ciebie też. Jedziemy w próżniowej ciszy.
M. GOJNY-ZBIEROWSKA
***
"2020"
on jak ta pierwsza cyfra skulony w swoim pokoju
i moje przerażenie w owalnym lustrze
niczym to pierwsze z zer
druga dwójka to ona
z perspektywy sufitu
ciało wpół zgięte
trawione gorączką
i jeszcze raz ja - drugi raz bezradne zero
oni
w podwojonej izolacji
ja
w podwójnym wyzerowaniu
podobno sytuacja wcześniej
nie do przewidzenia
podobno
chociaż
gdyby ktoś przyjrzał się wyraźniej
tej dacie
tej dacie
D. LISZKIEWICZ
* * *
...Jednakże w środku tygodnia, nieopodal centrum miasta podobnej ciszy nie sposób było doznać, a jedynym towarzyszącym Isaacowi cudem był fakt, że w ogóle potrafił usłyszeć własne roztrzaskane niczym witraż wspomnienia i zbierać je fragment po fragmencie, kalecząc się raz po raz. Ów niegodny przywilej był jedyną rozrywką tak wilgotnego jak Wenecja wieczoru, a jednocześnie klątwą, rzuconą jakoby przez samego Belzebuba.
Zawył wiatr, Isaac zatrząsł się z zimna, pociągnął papierosa i rozżarzony popiół odfrunął, przeszywając ciemność niczym spadające gwiazdy, by sekundę później zniknąć w mrocznych odmętach. Dym tytoniowy zdawał się wnikać nie tylko w jego płuca, lecz także mącić wnętrze umysłu niczym kościelne kadzidło. Czuł jakoby jego wspomnienia o bliskich z każdą chwilą obracały się w popiół niby żertwa z metafizycznych fotografii. Im bardziej próbował sobie przypomnieć wspólne z siostrą dzieciństwo, konflikty z rodzicami, zabawę z przyjaciółmi, pierwsze miłości i pierwsze rozstania, tym bardziej wszystkie one zlewały się jakoby w jedną, pozbawioną smaku ciecz. W skisłe mleko, które przeciekało mu przez palce. A przecież wiedział dobrze i nieraz się przekonał, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem...
O. BARAŃSKI